wtorek, 28 października 2014

post siedemnasty (o papieżu, który przynosi hańbę i nie wierzy w magię)

Planowane jest wysłanie grupy ludzi w bezpowrotny lot na Marsa
W gruncie rzeczy to dobrze
Zrobi się więcej miejsca tu
Na Ziemi
Tymczasem
Papież wprowadza Katolików w świat nauki
(Ewolucja już nie jest be ani fuj)
Niedługo zaaprobuje teorię strun
A podczas błogosławieństwa Urbi et Orbi zacznie nauczać o bozonach
Ociemniałe masy
Istnieje ryzyko
Że wierni z powodu natłoku informacji
Rzucą się na następcę Piotra i zedrą mu z głowy piuskę oraz heretyckie przekonania
Już teraz konserwatyści narzekają
I obwiniają o przynoszenie hańby
Instytucji
Jaką jest Kościół rzymskokatolicki
W odpowiedzi
Proponuję na Marsa wysłać papieża
Tam przynajmniej wierni nic mu nie zrobią

poniedziałek, 27 października 2014

post szesnasty (o czarnej piosence czy jak jej tam)

Wydali nowy tomik Szymborskiej
Owiany mgiełką drukarskiej tajemnicy
Którego zapewne z uwagi na wysoką cenę
(Jak większości dzieł naszej nieodżałowanej noblistki)
Nie nabędę
Nie nabędę
Również wspaniałego
Skoroszytu z zapiskami Herberta
To już natomiast z powodów czysto finansowej natury
Półka z poezją i aforyzmami w empiku rośnie z dekady na dekadę
Napawa to otuchą moje struchlałe serce
Dopuszczam do siebie myśl o pisaniu wierszy w przerwach od pracy
Sonetów podczas postoju na czerwonym świetle
Może nawet skrobnę rzewliwą elegię podczas wybłaganego urlopu
(Niczego nie obiecuję!)
Tego wieczoru poświęcę kilkanaście minut na autosugestię
Z przekazem
Twoje błędy nie są twoją zasługą stać cię na więcej kto wie może nawet coś osiągniesz
Zaś przed snem
Będę fantazjował
O wspaniałym skoroszycie
Z zapiskami Herberta

niedziela, 26 października 2014

post piętnasty (o wyborach do rady powiatu w szerszym ujęciu)

Pomoc człowiekowi pijanemu jest wręcz obligatoryjna
Niezależnie od tego czy jesteś hedonistą czy republikaninem
Możesz się zgubić
Pośród chaszczy plakatów wyborczych
Będąc pod wpływem
Nie to jednak jest najgorsze
Najgorszy jest język dziennikarski
Jakim pisana jest większość artykułów w poczytnych czasopismach
Poczytne nie oznacza poczytalne
Kryzys nie oznacza kryzysu wieku średniego
Panowie z bilbordów chwalą się swoją pracowitością uczciwością i patriotyzmem
Zamiast kochankami i posiadłościami
Kobiety udowadniają zdolności do polityki
Nonsens
Marketingowcy prześcigają się w pomysłach na kampanię wyborczą
Ja prześcigam się w pomysłach na życie
Póki co utknąłem na etapie planowania

piątek, 24 października 2014

post czternasty (o anonsach niematrymonialnych)

Oddam za darmo komodę
Razem z komodą koloru spóźnionej czerwieni
Oddam losy świata
Oraz paragon opiewający na kwotę dwudziestu dwóch złotych
Za które zakupiłem wino w promocji
...
Tak naprawdę nie oddam tej komody
Zżyłem się z nią

czwartek, 23 października 2014

środa, 22 października 2014

post dwunasty (o niespodziewanym psie, nieuniknionym psie i możliwym psie)

To są moje własne słowa
Możliwa jest zagłada Ziemi i możliwa jest zagłada mnie
Ta druga poruszyłaby mnie w większym stopniu prawda?
Kiedy potykam się o kable potykam się o przedłużacz
Napominam przedmioty
Nie bądźcie mi wrogimi
Pieski los nawet pogoda do dupy
Pies przybiegł żeby poczuć klepanie na swoim grzbiecie prawda?
Żeby pobiec po gałąź ze smakowitą korą
To są moje własne słowa
Nieunikniona jest jesień niespodziewana jest śmierć
Brzmią jak cudze
Prawda?
Poezja która zbawia nie istnieje
Piszę liść soliflukcja kamień
Piszę ja piszę może
Nie zaspokoi to mojej żądzy
Dzisiaj nie ja ale jutro kto wie

poniedziałek, 20 października 2014

post jedenasty (o porno)

Wspaniale mieć kogoś kto na ciebie
W domu czeka coś więcej niż świecznik niedoczytana książka
Więcej niż głupawy psiak czy pers dla starych panien
Mieć do kogo usta otworzyć i z kim zamienić słowo
Bo nie mamy takich samych słów
Wymieniamy się nimi choć
Z przykrością stwierdzam że to moich jest więcej
I są odrobinę bardziej zróżnicowane
Wybacz że tak późno
Skarbie wracam
Szef mnie przetrzymał w robocie świat
Się sam nie zbawi potrzeba bohatera (gorzki śmiech)
Ten stres mnie zabija jest wielką hydrą jest lwem nemejskim
Boję się wrzodów na żołądku
Boję się wczesnej nagłej śmierci lepszej niż spodziewanej i powolnej ale wciąż upiornej
Modlę się do boga płodności o brak problemów z erekcją w wieku wczesnym oraz późniejszym
Rankiem kołdra wydaje się cięższa niż kamień syzyfowy
Marzę o twoim ciele i w gruncie rzeczy
Lubię słuchać opowieści o twojej szkole
O twoich wcześniejszych doświadczeniach
Z wielką przyjemnością wymasowałbym ci stopy albo patrzył
Jak odchylasz głowę i otwierasz usta
Teraz musimy już iść spać
Sen jest ważny
Dla kogoś kto poza snem
Myśli tylko o jednym
I czasem nawet nie jest to seks

czwartek, 16 października 2014

post dziesiąty (o uciekaniu od problemów)

Moje ciało to Ameryka
Uciskam tkanki komórki jakbym chciał
Zatamować krwotok albo stłumić rebelię
W dążeniu do demokracji wykąpałem się w deszczu benzyny
W dążeniu do hegemonii
W moim własnym niewielkim kontynencie
Który dla mnie jest całym światem
Kiedy spadają na mnie problemy i biją
Niedobre
Jak grad uderzając w moją miękką skórę
Zawsze mogę otworzyć parasol
Czarny parasol
Którego otwieranie pod dachem
To pech

niedziela, 12 października 2014

post dziewiąty (o historii półgębkiem)

Rosja to gruba starsza siostra której
Nigdy nie miałem
Czego najprawdopodobniej nie żałuję
Mam generalnie poważniejsze zmartwienia
Zagajewski ponownie nie otrzymał nobla
A z żyjących to już tylko nietaktowny Wałęsa
Z wysokim cholesterolem znaczy trzeba się spieszyć


środa, 8 października 2014

post ósmy (o niepewności)

Wielu
Rzeczy można być niepewnym
Jak czy się rano wstało
Albo na ten przykład czy błękitna szczoteczka którą
Rano zęby myję
Chyba że nie myję bo zaspałem
Istnieje naprawdę
Budzę się rano z myślą że
Może umrę na gruźlicę
W zatęchłym śmierdzącym jak indyjski lazaret szpitalu
Albo poruszam palcami dłoni Albo patrzę na świat
Zbyt wyrazisty
W zbyt wysokiej rozdzielczości
Nie na moje nerwy
I po cichutku mówię
Świecie
Kocham Cię tak bardzo
Ale jestem tego bardzo niepewny
Jak tego
Czy rzeczywiście wstałem rano

poniedziałek, 6 października 2014

post siódmy (o bezsenności)

Kartezjusz nazwał szyszynkę siedzibą duszy
Po prawdzie ja bym się nim akurat nie przejmował
Już dawno przestał myśleć a resztki jego wielkiego mózgu
Poruszają się wbudowane w ogon zwinki lub majestatycznie kołyszą się
Jako pascalowska łodyga trzciny
Co fachowo nazywa się obiegiem materii
A w praktyce oznacza
Że sami składamy się z po części z naszych przodków
Po części zaś z przodków naszych chińskich producentów
Natomiast my wejdziemy w skład być może jeszcze ciekawszej
Cywilizacji
Jako małe kaloryczne cegiełki biomasy
Tak sobie myślę kiedy spać nie mogę
Ale zazwyczaj śpię snem sprawiedliwego
Tylko coś mało mi tej sprawiedliwości

niedziela, 5 października 2014

post szósty (o przesądach)

Przebiegł mi drogę czarny kot
Kot czarny jak murzyn
Jak Afroamerykanin
I teraz boję się wyściubić nosa z domu
Lękam się że zarażę się wirusem Ebola
Że z nieba spadnie meteor kary boskiej i zgładzi mojego ulubionego cyprysa
W ogródku
Tak mam ulubionego cyprysa
Czasem z nim rozmawiam
O rzeczach ważnych i mniej ważnych
O medialnych próbach uśmiercenia znanej aktorki
O nowym piwie które nazwą zachęca ratowników medycznych
O możliwym wpływie masonerii na dzieje świata
Zaś ostatnio odbyliśmy długą dyskusję

Wróć
Wygłosiłem monolog
Na temat zaskakującego wyboru kapituły ważnej nagrody literackiej

Która mnie wydaje się zbyt odległa
Ale ponarzekać warto
Bo zawsze wzdychałem
Ech Herbert nie żyje
Ech Różewicz umarł
A i ja się jakoś nie najlepiej czuję

czwartek, 2 października 2014

post piąty (o rocznicach)

O ile rocznica w przypadku daty produkcji
Towaru spożywczego nie jest szczególnie pożądana
O tyle rocznica daty produkcji takiego na przykład dziecka już o wiele bardziej
I ludzie z tej okazji wyprawiają
Urodziny oraz inne dziwne rzeczy wyprawiają
Ale zwierzęcia nie wyprawiają skóry ze zwierzęcia
Bo i po co
O rocznicy zdarza się zapomnieć
Co skutkuje wieloma negatywnymi konsekwencjami
Jak siniaki i noc na wycieraczce
Czasem lepiej o rocznicach nie pamiętać
Jeśli jest to chociażby rocznica śmierci ulubionego żółwia
Mogę do ciebie lecieć jak głupi
Jak popierdolony
Pewnie będę do ciebie lecieć
Jak głupi
Z wywieszonym językiem i przymrużonymi oczami
Bo wiatr
Ale w miejscu gdzie stałaś
Będzie wydeptana trawa
I nic więcej