środa, 31 grudnia 2014

post trzydziesty piąty (o przygotowaniach)

Ostrzę swój nóż
Myśliwski nóż
Który zdobyłem w sklepie z pamiątkami
Czapka błazna koloru nowoczesnych patriotów
Wisi na wieszaku jak skazaniec
Gorączkowo z pamięci wygrzebuję w jakie miejsce
Bezmyślnie cisnąłem wczoraj sekstans
Łóżko obcesowo trzeszczy
Kiedy wstaję

niedziela, 28 grudnia 2014

post trzydziesty czwarty (o spokoju)

Każdego ranka szklanka ciepłej wody
Bez burzy czysta transparentna ciecz
Wydajesz się niespokojny
Skąd to napięcie nieświadomie zaciskasz dłoń
Masz niejasny głos
Jak brudny szkic węglem na szarym kartonie
Błyskotliwa cyrkonia i błyszczący intelekt
Trzask pękających sosnowych gałęzi pod podeszwą
Na leśnej drodze którą nigdy nie chadzasz
To wszystko uwodzi twoją uwagę
Mokry pierścień na blacie
Impulsywnie nalałeś tej wody może nawet zbyt
Impulsywnie
Wilgotny rękaw będzie oazą spokoju
Prawdziwą oazą na twojej nadmiernie suchej koszuli

piątek, 26 grudnia 2014

post trzydziesty trzeci (o sobie)

Eremita z nadmierną ekspresją charakteru
Pod względem wyznania albinos i nieuk
Orżnięty w partię skata ze światem tak zacząłbym swój życiorys
Który pełen byłby inwektyw i poetyckich epitetów
Zazwyczaj nieużywanych przeze mnie z powodów estetycznych
I światopoglądowych
Położyłem swoje CV na biurku
Zupełnie na jego brzegu
Zabierając rękę czułem pod palcami
Miękkie ciepło drewna
I przymykając powieki na moment krótki
Jak krzyk w monastyrze
(Który umilkł przestraszony własną obecnością)
Prosiłem wszystko co może mnie wysłuchać
Żeby te spięte kilka kartek
Spadło
Kryjąc się przed każdym wzrokiem

o zdruzgotaniu na wieść o śmierci Barańczaka

suche usta
suche oczy
bezpański budzik

środa, 24 grudnia 2014

post okolicznościowy (o dostawcy energii)

Ojciec obwiesił krawędzie domu
Za krótkim sznurem oświetleniowym
Sąsiadka szydzi że udajemy Carringtonów
Na noc zapobiegawczo gasimy dekorację by nie odczuć
Zbyt mocno poświątecznej depresji
W rachunkach za prąd
Jednakże dzisiaj światło nie zgaśnie
Aby mały Jezusek raczkując odnalazł drogę do naszego domu
Po ciemku mógłby zabłądzić
I trafić do sąsiadów
A tutaj barszcz stygnie

poniedziałek, 22 grudnia 2014

post trzydziesty drugi (o sprzątaniu mieszkania na Święta)

Życie jest jak orzech laskowy
Ma taką okrągłą twardą skorupkę dookoła
A nie to skorupa ziemska
Życie jest jak orzech włoski
Który jest włoski tylko i wyłącznie z nazwy
Pomyliłem z pierogami przepraszam
Życie jest jak pusta tubka pasty do zębów
Która jawi się pustą i na ogół posiada zapach mięty
Niestety pomyliłem je z pustą tubką pasty do zębów
Pomyliłem życie bo czytałem książki które pomyliłem z książkami
W których każde zdanie nadawałoby się
Na cytat do kalendarza okolicznościowego
Rozplanowałem swoje życie w organizerze
Ale pomyliłem organizer z kalendarzem okolicznościowym
W którym na każdej stronie znajduje się cytat
Który mógłbym pomylić z mądrością
Gdybym go przeczytał
Orzech laskowy wpadł mi dwa lata temu za szafkę
W której trzymam mądre książki
I prawie pomylił moją ateistyczną podłogę z uduchowioną glebą
Ale kiedy go znalazłem
Był to ten sam orzech

sobota, 20 grudnia 2014

post trzydziesty pierwszy (o zasadach fizyki)

Jeden z najmniej produktywnych dni w moim życiu
Ciężko w sumie byłoby wybrać lidera spośród setek kandydatów
Dzisiaj
Przeżuwając chleb z pogodnym bo słonecznym słonecznikiem
Podziwiałem dekoracje świąteczne finezyjne gwiazdki
Które są potrzebne bo klimat
Zagłębiałem się w morzu nienawiści wylanym pod adresem
Niezrozumianej felietonistki z Berlina
Oglądałem program o mikrofalowym promieniowaniu tła
I słyszałem w swojej głowie dzwonek domofonu
Mieszkania z którego wyjechałem dwa dni temu
Zmieniłem swoje położenie
A jakbym niczego nie zmienił

czwartek, 18 grudnia 2014

post trzydziesty (o wojnie najprędzej)

Czołgam się pomiędzy szpalerami
Pod ostrzałem czcionki
Szeryfami oberwał kolega poległy ku chwale
Ku chwale której nie chwała wcale
I pluję błotem i krwią
Pod ostrzałem
Zaplamiony czarnym tuszem rudą krwią
Bronię Kremla czerwonych pagódek azjatyckiej ziemi
Bronię multikulturalizmu wypisanego na nieśmiertelniku
Benzyny tytoniu akcyzy edytora tekstu
Etymologicznie pełznę w stronę rodzimej macicy
Bohaterem zostanę bez wymawiania tego słowa
Bez powtarzania go nie swoimi ustami
Eschatologicznie pełznę w stronę ust otwierających się rzadko
Jak protuberancje słońca
Job twoju mać
Bronie swoje organy swoją czcionkę swój śpiew
Bronię wszystkiego co nie w moim sercu i na ręce krew
I pluję błotem i krwią

wtorek, 16 grudnia 2014

post dwudziesty dziewiąty (o sikaniu w krzakach)

Powstały traktaty moralne i z grubsza można rzec
Że żaden nas nie umoralnił nad wyraz
Kiedy patrzysz w swoje serce załóż okulary żeby
Widzieć wyraźnie jego kontur i marzenia
Kiedy wracasz szeroką jak coś wąskiego ulicą
Patrz pod nogi aby nie potknąć się i nie zubożyć firm ubezpieczeniowych
Wychodzisz z domu na własne ryzyko
Sikasz po krzakach na własne ryzyko
Narażając własną reputację
Instynkty które wyznaczają twoje zachowanie
Są zwycięskimi instynktami
Które na maturze ewolucji uzyskały świadectwo z paskiem
Jeżeli wąchasz tę dłoń to oznacza to
Ni mniej ni więcej
Że wąchali ją również twoi przodkowie
Którzy dawno poumierali
Ale przekazali geny czyli w myśl jednej z wielu teorii
Stanęli po stronie wygranych
Jakich to nagradza się kamiennym laurem olimpijskim
Z kamieni które nie brały udziału w konkursie

czwartek, 11 grudnia 2014

pauza druga

zarosłem bluszczem i jestem jak brytyjski dworek
w brytyjskim hrabstwie i cały jestem na wskroś brytyjski
nawet włosy mam rude ale duszy rudej mieć nie mogę
bo podobno nie mam jej wcale tak mówiły
mi dzieci w szkole więc z nimi nie rozmawiałem
tylko udawałem deszcz samolot i wielką brytanię

czwartek, 4 grudnia 2014

post dwudziesty ósmy (o tym dlaczego chyba jestem pacyfistą)

Śniła mi się wojna o której zawsze marzyłem
Wojna pochłaniająca wszystko na swojej drodze jak gruby Amerykanin
Gorący karabin parzył w ręce jak świeże ciasto albo kiełbaska
Znad ogniska rozpalonego przy lesie bo tak nie wolno
Śniła mi się wojna na której giną wszyscy ludzie którzy dla mnie coś znaczą
A poczucie odpowiedzialności za ojczyznę
Zastępuje świąd własnej skóry i dreszcze
Wojna tak konieczna dla rozwoju sztuki
Śniło mi się że siedzę i czytam
Piekące oczy
Pożerały wszystko na swojej drodze
Zupełnie jak gruby Amerykanin niosący demokrację i wolność
Drogi do niepodległości wiodą po płonących książkach
I domach oddanych pod wyburzenie z powodu złego stanu technicznego
Jem hamburgera w centrum handlowym
Jest względnie ciepło i bezpiecznie
Nie grymaszę
Modlę się o dobre trawienie
Wypada cebula
Następnym razem będę ostrożniejszy
Bo przecież będzie
Następny raz

wtorek, 2 grudnia 2014

post dwudziesty siódmy (o czasach czasem)

Przyszło nam w takich czasach chodzić po padole i
Narzekać na padół sypać okruszki z chleba
W nadziei że pozostanie na tyle wyraźny ślad
By wrócić się przez morze pewnie wiedzionym za nos jak przez latarnię morską
Nie świeć po oczach proszę
Od czytania boli mnie głowa
Od czytania mam mętlik i gwizd w uszach
Wyrobiłem swoją życiową normę jeszcze w wieku dziecięcym
Mogę już lecieć na opinii
Książki nie zając
Strony nie rozpadną się jak piękny dom na ulicy Tuwima
Literki nie rozpierzchną się po Europie za pracą
Mam jeszcze czas
Zdążę
Tak sądzę