środa, 31 grudnia 2014

post trzydziesty piąty (o przygotowaniach)

Ostrzę swój nóż
Myśliwski nóż
Który zdobyłem w sklepie z pamiątkami
Czapka błazna koloru nowoczesnych patriotów
Wisi na wieszaku jak skazaniec
Gorączkowo z pamięci wygrzebuję w jakie miejsce
Bezmyślnie cisnąłem wczoraj sekstans
Łóżko obcesowo trzeszczy
Kiedy wstaję

niedziela, 28 grudnia 2014

post trzydziesty czwarty (o spokoju)

Każdego ranka szklanka ciepłej wody
Bez burzy czysta transparentna ciecz
Wydajesz się niespokojny
Skąd to napięcie nieświadomie zaciskasz dłoń
Masz niejasny głos
Jak brudny szkic węglem na szarym kartonie
Błyskotliwa cyrkonia i błyszczący intelekt
Trzask pękających sosnowych gałęzi pod podeszwą
Na leśnej drodze którą nigdy nie chadzasz
To wszystko uwodzi twoją uwagę
Mokry pierścień na blacie
Impulsywnie nalałeś tej wody może nawet zbyt
Impulsywnie
Wilgotny rękaw będzie oazą spokoju
Prawdziwą oazą na twojej nadmiernie suchej koszuli

piątek, 26 grudnia 2014

post trzydziesty trzeci (o sobie)

Eremita z nadmierną ekspresją charakteru
Pod względem wyznania albinos i nieuk
Orżnięty w partię skata ze światem tak zacząłbym swój życiorys
Który pełen byłby inwektyw i poetyckich epitetów
Zazwyczaj nieużywanych przeze mnie z powodów estetycznych
I światopoglądowych
Położyłem swoje CV na biurku
Zupełnie na jego brzegu
Zabierając rękę czułem pod palcami
Miękkie ciepło drewna
I przymykając powieki na moment krótki
Jak krzyk w monastyrze
(Który umilkł przestraszony własną obecnością)
Prosiłem wszystko co może mnie wysłuchać
Żeby te spięte kilka kartek
Spadło
Kryjąc się przed każdym wzrokiem

o zdruzgotaniu na wieść o śmierci Barańczaka

suche usta
suche oczy
bezpański budzik

środa, 24 grudnia 2014

post okolicznościowy (o dostawcy energii)

Ojciec obwiesił krawędzie domu
Za krótkim sznurem oświetleniowym
Sąsiadka szydzi że udajemy Carringtonów
Na noc zapobiegawczo gasimy dekorację by nie odczuć
Zbyt mocno poświątecznej depresji
W rachunkach za prąd
Jednakże dzisiaj światło nie zgaśnie
Aby mały Jezusek raczkując odnalazł drogę do naszego domu
Po ciemku mógłby zabłądzić
I trafić do sąsiadów
A tutaj barszcz stygnie

poniedziałek, 22 grudnia 2014

post trzydziesty drugi (o sprzątaniu mieszkania na Święta)

Życie jest jak orzech laskowy
Ma taką okrągłą twardą skorupkę dookoła
A nie to skorupa ziemska
Życie jest jak orzech włoski
Który jest włoski tylko i wyłącznie z nazwy
Pomyliłem z pierogami przepraszam
Życie jest jak pusta tubka pasty do zębów
Która jawi się pustą i na ogół posiada zapach mięty
Niestety pomyliłem je z pustą tubką pasty do zębów
Pomyliłem życie bo czytałem książki które pomyliłem z książkami
W których każde zdanie nadawałoby się
Na cytat do kalendarza okolicznościowego
Rozplanowałem swoje życie w organizerze
Ale pomyliłem organizer z kalendarzem okolicznościowym
W którym na każdej stronie znajduje się cytat
Który mógłbym pomylić z mądrością
Gdybym go przeczytał
Orzech laskowy wpadł mi dwa lata temu za szafkę
W której trzymam mądre książki
I prawie pomylił moją ateistyczną podłogę z uduchowioną glebą
Ale kiedy go znalazłem
Był to ten sam orzech

sobota, 20 grudnia 2014

post trzydziesty pierwszy (o zasadach fizyki)

Jeden z najmniej produktywnych dni w moim życiu
Ciężko w sumie byłoby wybrać lidera spośród setek kandydatów
Dzisiaj
Przeżuwając chleb z pogodnym bo słonecznym słonecznikiem
Podziwiałem dekoracje świąteczne finezyjne gwiazdki
Które są potrzebne bo klimat
Zagłębiałem się w morzu nienawiści wylanym pod adresem
Niezrozumianej felietonistki z Berlina
Oglądałem program o mikrofalowym promieniowaniu tła
I słyszałem w swojej głowie dzwonek domofonu
Mieszkania z którego wyjechałem dwa dni temu
Zmieniłem swoje położenie
A jakbym niczego nie zmienił

czwartek, 18 grudnia 2014

post trzydziesty (o wojnie najprędzej)

Czołgam się pomiędzy szpalerami
Pod ostrzałem czcionki
Szeryfami oberwał kolega poległy ku chwale
Ku chwale której nie chwała wcale
I pluję błotem i krwią
Pod ostrzałem
Zaplamiony czarnym tuszem rudą krwią
Bronię Kremla czerwonych pagódek azjatyckiej ziemi
Bronię multikulturalizmu wypisanego na nieśmiertelniku
Benzyny tytoniu akcyzy edytora tekstu
Etymologicznie pełznę w stronę rodzimej macicy
Bohaterem zostanę bez wymawiania tego słowa
Bez powtarzania go nie swoimi ustami
Eschatologicznie pełznę w stronę ust otwierających się rzadko
Jak protuberancje słońca
Job twoju mać
Bronie swoje organy swoją czcionkę swój śpiew
Bronię wszystkiego co nie w moim sercu i na ręce krew
I pluję błotem i krwią

wtorek, 16 grudnia 2014

post dwudziesty dziewiąty (o sikaniu w krzakach)

Powstały traktaty moralne i z grubsza można rzec
Że żaden nas nie umoralnił nad wyraz
Kiedy patrzysz w swoje serce załóż okulary żeby
Widzieć wyraźnie jego kontur i marzenia
Kiedy wracasz szeroką jak coś wąskiego ulicą
Patrz pod nogi aby nie potknąć się i nie zubożyć firm ubezpieczeniowych
Wychodzisz z domu na własne ryzyko
Sikasz po krzakach na własne ryzyko
Narażając własną reputację
Instynkty które wyznaczają twoje zachowanie
Są zwycięskimi instynktami
Które na maturze ewolucji uzyskały świadectwo z paskiem
Jeżeli wąchasz tę dłoń to oznacza to
Ni mniej ni więcej
Że wąchali ją również twoi przodkowie
Którzy dawno poumierali
Ale przekazali geny czyli w myśl jednej z wielu teorii
Stanęli po stronie wygranych
Jakich to nagradza się kamiennym laurem olimpijskim
Z kamieni które nie brały udziału w konkursie

czwartek, 11 grudnia 2014

pauza druga

zarosłem bluszczem i jestem jak brytyjski dworek
w brytyjskim hrabstwie i cały jestem na wskroś brytyjski
nawet włosy mam rude ale duszy rudej mieć nie mogę
bo podobno nie mam jej wcale tak mówiły
mi dzieci w szkole więc z nimi nie rozmawiałem
tylko udawałem deszcz samolot i wielką brytanię

czwartek, 4 grudnia 2014

post dwudziesty ósmy (o tym dlaczego chyba jestem pacyfistą)

Śniła mi się wojna o której zawsze marzyłem
Wojna pochłaniająca wszystko na swojej drodze jak gruby Amerykanin
Gorący karabin parzył w ręce jak świeże ciasto albo kiełbaska
Znad ogniska rozpalonego przy lesie bo tak nie wolno
Śniła mi się wojna na której giną wszyscy ludzie którzy dla mnie coś znaczą
A poczucie odpowiedzialności za ojczyznę
Zastępuje świąd własnej skóry i dreszcze
Wojna tak konieczna dla rozwoju sztuki
Śniło mi się że siedzę i czytam
Piekące oczy
Pożerały wszystko na swojej drodze
Zupełnie jak gruby Amerykanin niosący demokrację i wolność
Drogi do niepodległości wiodą po płonących książkach
I domach oddanych pod wyburzenie z powodu złego stanu technicznego
Jem hamburgera w centrum handlowym
Jest względnie ciepło i bezpiecznie
Nie grymaszę
Modlę się o dobre trawienie
Wypada cebula
Następnym razem będę ostrożniejszy
Bo przecież będzie
Następny raz

wtorek, 2 grudnia 2014

post dwudziesty siódmy (o czasach czasem)

Przyszło nam w takich czasach chodzić po padole i
Narzekać na padół sypać okruszki z chleba
W nadziei że pozostanie na tyle wyraźny ślad
By wrócić się przez morze pewnie wiedzionym za nos jak przez latarnię morską
Nie świeć po oczach proszę
Od czytania boli mnie głowa
Od czytania mam mętlik i gwizd w uszach
Wyrobiłem swoją życiową normę jeszcze w wieku dziecięcym
Mogę już lecieć na opinii
Książki nie zając
Strony nie rozpadną się jak piękny dom na ulicy Tuwima
Literki nie rozpierzchną się po Europie za pracą
Mam jeszcze czas
Zdążę
Tak sądzę

niedziela, 30 listopada 2014

pauza pierwsza

mam pod powiekami morze martwe
utonąłem w tym morzu
spróchniałe drzewo kruszy się pod opiekuńczym uściskiem wiatru
odmawia tańca i łagodnego kołysania się
lumbago zamiast lambady
mniej zamiast bardziej
nie ma mnie zamiast jestem

środa, 26 listopada 2014

post dwudziesty szósty (o opiniach)

Zwięzłość i celność wypowiedzi
Rozwiązłość myśli i intelektualistyczne wyuzdanie
Ocena to krytyka bo krytycy są niedoruchani
Oskrob mnie tym nożem
Naostrz mnie tą brzytwą

niedziela, 23 listopada 2014

post dwudziesty piąty (o przewodzie pokarmowym)

Taki z ciebie koneser smakosz
Rozpoznajesz regiony produkcji win
Identyfikujesz liczbę lat leżakowania whisky
Może jeszcze zamiast kubków smakowych
Masz kieliszki skoro taki jesteś wykwintny
Twoja błękitna krew jest koloru nieba latem
Nie ma nic co by mnie mogło zainteresować
Nawet na mrugające światełka i refleksy na wodzie
Pozostaję obojętny
Czy grozi nam spadek aktywności intelektualnej?
Człowiek składa się z pustki oblepionej ciałem
Całe życie ją wypełnia
Wszystkim co mu w łapy wpadnie
Chyba że jest wykwintny
Wówczas wpycha tam wyłącznie rzeczy najdroższe

czwartek, 20 listopada 2014

post dwudziesty czwarty (o wszystkich błędach, które popełniasz, kiedy próbujesz znaleźć kobietę swojego życia)

W teatrze wystawiają jakąś szmirę o trenerze piłkarskim
Zabierz lepiej pannę na schadzkę bądź przechadzkę
Do muzeum sztuki nowoczesnej
Gdzie wspólnie wyszydzać będziecie
Zapędy sztuki nowoczesnej
Co się zaś samej panny tyczy to
Wszystkie błędy które popełniasz kiedy
Próbujesz znaleźć kobietę swojego życia
Wywodzą się z tego
Że próbujesz ją znaleźć w ogóle
Pomyśl sobie jaki z ciebie nicpoń i łajza
Zacznij opuszczać klapę w toalecie kupuj kwiaty żeby weszło w nawyk
Pomyśl sobie że życie to loteria
Bęben maszyny losującej jest pusty następuje zwolnienie blokady
Poczytaj poradniki internetowe o wyrywaniu lasek
Ucz się na cudzych błędach
Regularne wizyty na siłowni zrobią z ciebie vir honestus
Nieśmiałość jest do kitu
Mijała mnie karetka na sygnale
Wypluj te tabletki koleś
Znajdziesz sobie drugą
A co jeśli to nie była kobieta twojego życia
A co jeśli przez ciebie jedna kobieta nie spotka mężczyzny
Swojego życia
Pomyśl o statystykach
Nie rób innym pod górkę
Bez ważniejszych rzeczy ludzie sobie radzili

poniedziałek, 17 listopada 2014

post dwudziesty trzeci (o wynikach wyborów samorządowych)

Ubrałem wczoraj konfederatkę
Przed wyruszeniem na wybory
Po drodze mijałem
Rodziny
Samotnych
Kalekich
Zniedołężniałych
I przeintelektualizowanych
Postawiłem krzyżyki na mojej Itace
Cztery mapy do skarbów
Poszedłem nie zagłosować na tych
Których nie znoszę
Oddać swój okręg nieznanym najeźdźcom
Wyniki wyborów nie interesują mnie
Poszedłem walczyć za ojczyznę długopisem
I uspokoić swoje znękane sumienie

czwartek, 13 listopada 2014

post dwudziesty drugi (o rozpuście)

Moja dieta ma bezpośredni wpływ na moje życie
Po zjedzeniu rurek z kremem wieczorem nachodzą mnie myśli samobójcze
O serowych chipsach mogę po prostu zapomnieć
Na szczęście wynagradzam to sobie na wszelkie możliwe sposoby
Lubię otaczać się namiastką luksusu
Kawior z tesco czy szafran z lidla
Uczyniłem złotym standardem przynajmniej jeden ciepły posiłek dziennie
Jeśli tak dalej pójdzie
Może nawet polubię moje życie

wtorek, 11 listopada 2014

post dwudziesty pierwszy (o utracie znaczenia)

Za ścianą sąsiad uprawia miłość
Ta fizyczna pszenica wzrasta głośno i krótko
Bardziej ozimina bo mamy jesień
Ale Wacław Berent nie napisałby o takiej oziminie książki
Ta książka składałaby się z jednej strony
I maksymalnie trzech sylab
Powtarzanych
Z uporem maniaka lub dociekliwością przynależną dziecku
Aż do satiacji semantycznej
A
A
A

niedziela, 9 listopada 2014

post dwudziesty (o tym, że choćbyś nie wiadomo co zrobił, to i tak nic nie zrobisz)

Strach do miasta wychodzić
Zaatakuje cię w niezbyt kulturalny sposób
Rozsierdzony kierowca na sterydach
Pewnie nie dostał się do sejmiku nie wszedł na główną listę
Albo wygasła jego zniżka na karnet do siłowni
Co kieruje takimi ludźmi
Którzy w mowie oczytanych
Uciekają się do agresji
Czy są to te same mechanizmy zmuszające innych
Do wieczornego wygryzania książek
Czy kierował nami strach
Przed bezsilnością?

środa, 5 listopada 2014

post dziewiętnasty (o ułańskiej fantazji)

Zaznaczyłem ogłoszenie w gazecie czerwonym markerem
Koślawy czerwony obrys
Tak koślawy jak szalenie mi zależy i rzekłbyś
Poniosła mnie ułańska fantazja
Ojciec zawsze czytał anonse
Matka te anonse wyrzucała prawie natychmiast
Bo śmierdziały wniebosmrody tanim tuszem drukarskim
Więc jeśli czegoś nie zdążył przeczytać
Musiał pożegnać się z marzeniami o niedrogiej komodzie czy pianinie po cenie hurtowej
Podobno mój pradziadek był ułanem
I chował siodło przed Niemcami
Kiedy przyszli podpalić dom
Zabrali piec
Rodzinny piec
I wygasło palenisko
Atoli wyborna szabla wciąż leży zakopana
Najzwyczajniej w świecie nikt nie wie gdzie
Wyjeżdżam za granicę i żegnam się z marzeniami
O siodle i szabli do rozpłatywania Niemców oraz pozostałych obywateli Republiki Federalnej Niemiec
(Proszę mnie nie oskarżać o ksenofobię i skrajne prawicowe poglądy
Poniosła mnie ułańska fantazja)
Zapukam do panienki z okienka
Się pożegnać
Może zaliczę

Wówczas panienka z okienka zostanie panią z okna
Oby nie skończyła w kasie biletowej na dworcu głównym
Mruknąłem sarkastycznie
Wyrzucając gazetę do śmieci

poniedziałek, 3 listopada 2014

post osiemnasty (o poradach jak zostać niszowym pisarzem i zmarnować sobie życie, fragment pierwszy)

Gdzie najlepiej szukać
Nazwisk do książki którą właśnie piszesz?
Przejdź się na cmentarz
Tam się aż roi od kandydatów na potencjalnego
Superbohatera największego zbrodniarza
Mechanika pilota kosmonautę detektywa najstarszą kobietę świata
Czy samotną rozwódkę
Pisarz daje im drugą szansę
Być może będziesz dzięki temu fajniejszy od Boga

wtorek, 28 października 2014

post siedemnasty (o papieżu, który przynosi hańbę i nie wierzy w magię)

Planowane jest wysłanie grupy ludzi w bezpowrotny lot na Marsa
W gruncie rzeczy to dobrze
Zrobi się więcej miejsca tu
Na Ziemi
Tymczasem
Papież wprowadza Katolików w świat nauki
(Ewolucja już nie jest be ani fuj)
Niedługo zaaprobuje teorię strun
A podczas błogosławieństwa Urbi et Orbi zacznie nauczać o bozonach
Ociemniałe masy
Istnieje ryzyko
Że wierni z powodu natłoku informacji
Rzucą się na następcę Piotra i zedrą mu z głowy piuskę oraz heretyckie przekonania
Już teraz konserwatyści narzekają
I obwiniają o przynoszenie hańby
Instytucji
Jaką jest Kościół rzymskokatolicki
W odpowiedzi
Proponuję na Marsa wysłać papieża
Tam przynajmniej wierni nic mu nie zrobią

poniedziałek, 27 października 2014

post szesnasty (o czarnej piosence czy jak jej tam)

Wydali nowy tomik Szymborskiej
Owiany mgiełką drukarskiej tajemnicy
Którego zapewne z uwagi na wysoką cenę
(Jak większości dzieł naszej nieodżałowanej noblistki)
Nie nabędę
Nie nabędę
Również wspaniałego
Skoroszytu z zapiskami Herberta
To już natomiast z powodów czysto finansowej natury
Półka z poezją i aforyzmami w empiku rośnie z dekady na dekadę
Napawa to otuchą moje struchlałe serce
Dopuszczam do siebie myśl o pisaniu wierszy w przerwach od pracy
Sonetów podczas postoju na czerwonym świetle
Może nawet skrobnę rzewliwą elegię podczas wybłaganego urlopu
(Niczego nie obiecuję!)
Tego wieczoru poświęcę kilkanaście minut na autosugestię
Z przekazem
Twoje błędy nie są twoją zasługą stać cię na więcej kto wie może nawet coś osiągniesz
Zaś przed snem
Będę fantazjował
O wspaniałym skoroszycie
Z zapiskami Herberta

niedziela, 26 października 2014

post piętnasty (o wyborach do rady powiatu w szerszym ujęciu)

Pomoc człowiekowi pijanemu jest wręcz obligatoryjna
Niezależnie od tego czy jesteś hedonistą czy republikaninem
Możesz się zgubić
Pośród chaszczy plakatów wyborczych
Będąc pod wpływem
Nie to jednak jest najgorsze
Najgorszy jest język dziennikarski
Jakim pisana jest większość artykułów w poczytnych czasopismach
Poczytne nie oznacza poczytalne
Kryzys nie oznacza kryzysu wieku średniego
Panowie z bilbordów chwalą się swoją pracowitością uczciwością i patriotyzmem
Zamiast kochankami i posiadłościami
Kobiety udowadniają zdolności do polityki
Nonsens
Marketingowcy prześcigają się w pomysłach na kampanię wyborczą
Ja prześcigam się w pomysłach na życie
Póki co utknąłem na etapie planowania

piątek, 24 października 2014

post czternasty (o anonsach niematrymonialnych)

Oddam za darmo komodę
Razem z komodą koloru spóźnionej czerwieni
Oddam losy świata
Oraz paragon opiewający na kwotę dwudziestu dwóch złotych
Za które zakupiłem wino w promocji
...
Tak naprawdę nie oddam tej komody
Zżyłem się z nią

czwartek, 23 października 2014

środa, 22 października 2014

post dwunasty (o niespodziewanym psie, nieuniknionym psie i możliwym psie)

To są moje własne słowa
Możliwa jest zagłada Ziemi i możliwa jest zagłada mnie
Ta druga poruszyłaby mnie w większym stopniu prawda?
Kiedy potykam się o kable potykam się o przedłużacz
Napominam przedmioty
Nie bądźcie mi wrogimi
Pieski los nawet pogoda do dupy
Pies przybiegł żeby poczuć klepanie na swoim grzbiecie prawda?
Żeby pobiec po gałąź ze smakowitą korą
To są moje własne słowa
Nieunikniona jest jesień niespodziewana jest śmierć
Brzmią jak cudze
Prawda?
Poezja która zbawia nie istnieje
Piszę liść soliflukcja kamień
Piszę ja piszę może
Nie zaspokoi to mojej żądzy
Dzisiaj nie ja ale jutro kto wie

poniedziałek, 20 października 2014

post jedenasty (o porno)

Wspaniale mieć kogoś kto na ciebie
W domu czeka coś więcej niż świecznik niedoczytana książka
Więcej niż głupawy psiak czy pers dla starych panien
Mieć do kogo usta otworzyć i z kim zamienić słowo
Bo nie mamy takich samych słów
Wymieniamy się nimi choć
Z przykrością stwierdzam że to moich jest więcej
I są odrobinę bardziej zróżnicowane
Wybacz że tak późno
Skarbie wracam
Szef mnie przetrzymał w robocie świat
Się sam nie zbawi potrzeba bohatera (gorzki śmiech)
Ten stres mnie zabija jest wielką hydrą jest lwem nemejskim
Boję się wrzodów na żołądku
Boję się wczesnej nagłej śmierci lepszej niż spodziewanej i powolnej ale wciąż upiornej
Modlę się do boga płodności o brak problemów z erekcją w wieku wczesnym oraz późniejszym
Rankiem kołdra wydaje się cięższa niż kamień syzyfowy
Marzę o twoim ciele i w gruncie rzeczy
Lubię słuchać opowieści o twojej szkole
O twoich wcześniejszych doświadczeniach
Z wielką przyjemnością wymasowałbym ci stopy albo patrzył
Jak odchylasz głowę i otwierasz usta
Teraz musimy już iść spać
Sen jest ważny
Dla kogoś kto poza snem
Myśli tylko o jednym
I czasem nawet nie jest to seks

czwartek, 16 października 2014

post dziesiąty (o uciekaniu od problemów)

Moje ciało to Ameryka
Uciskam tkanki komórki jakbym chciał
Zatamować krwotok albo stłumić rebelię
W dążeniu do demokracji wykąpałem się w deszczu benzyny
W dążeniu do hegemonii
W moim własnym niewielkim kontynencie
Który dla mnie jest całym światem
Kiedy spadają na mnie problemy i biją
Niedobre
Jak grad uderzając w moją miękką skórę
Zawsze mogę otworzyć parasol
Czarny parasol
Którego otwieranie pod dachem
To pech

niedziela, 12 października 2014

post dziewiąty (o historii półgębkiem)

Rosja to gruba starsza siostra której
Nigdy nie miałem
Czego najprawdopodobniej nie żałuję
Mam generalnie poważniejsze zmartwienia
Zagajewski ponownie nie otrzymał nobla
A z żyjących to już tylko nietaktowny Wałęsa
Z wysokim cholesterolem znaczy trzeba się spieszyć


środa, 8 października 2014

post ósmy (o niepewności)

Wielu
Rzeczy można być niepewnym
Jak czy się rano wstało
Albo na ten przykład czy błękitna szczoteczka którą
Rano zęby myję
Chyba że nie myję bo zaspałem
Istnieje naprawdę
Budzę się rano z myślą że
Może umrę na gruźlicę
W zatęchłym śmierdzącym jak indyjski lazaret szpitalu
Albo poruszam palcami dłoni Albo patrzę na świat
Zbyt wyrazisty
W zbyt wysokiej rozdzielczości
Nie na moje nerwy
I po cichutku mówię
Świecie
Kocham Cię tak bardzo
Ale jestem tego bardzo niepewny
Jak tego
Czy rzeczywiście wstałem rano

poniedziałek, 6 października 2014

post siódmy (o bezsenności)

Kartezjusz nazwał szyszynkę siedzibą duszy
Po prawdzie ja bym się nim akurat nie przejmował
Już dawno przestał myśleć a resztki jego wielkiego mózgu
Poruszają się wbudowane w ogon zwinki lub majestatycznie kołyszą się
Jako pascalowska łodyga trzciny
Co fachowo nazywa się obiegiem materii
A w praktyce oznacza
Że sami składamy się z po części z naszych przodków
Po części zaś z przodków naszych chińskich producentów
Natomiast my wejdziemy w skład być może jeszcze ciekawszej
Cywilizacji
Jako małe kaloryczne cegiełki biomasy
Tak sobie myślę kiedy spać nie mogę
Ale zazwyczaj śpię snem sprawiedliwego
Tylko coś mało mi tej sprawiedliwości

niedziela, 5 października 2014

post szósty (o przesądach)

Przebiegł mi drogę czarny kot
Kot czarny jak murzyn
Jak Afroamerykanin
I teraz boję się wyściubić nosa z domu
Lękam się że zarażę się wirusem Ebola
Że z nieba spadnie meteor kary boskiej i zgładzi mojego ulubionego cyprysa
W ogródku
Tak mam ulubionego cyprysa
Czasem z nim rozmawiam
O rzeczach ważnych i mniej ważnych
O medialnych próbach uśmiercenia znanej aktorki
O nowym piwie które nazwą zachęca ratowników medycznych
O możliwym wpływie masonerii na dzieje świata
Zaś ostatnio odbyliśmy długą dyskusję

Wróć
Wygłosiłem monolog
Na temat zaskakującego wyboru kapituły ważnej nagrody literackiej

Która mnie wydaje się zbyt odległa
Ale ponarzekać warto
Bo zawsze wzdychałem
Ech Herbert nie żyje
Ech Różewicz umarł
A i ja się jakoś nie najlepiej czuję

czwartek, 2 października 2014

post piąty (o rocznicach)

O ile rocznica w przypadku daty produkcji
Towaru spożywczego nie jest szczególnie pożądana
O tyle rocznica daty produkcji takiego na przykład dziecka już o wiele bardziej
I ludzie z tej okazji wyprawiają
Urodziny oraz inne dziwne rzeczy wyprawiają
Ale zwierzęcia nie wyprawiają skóry ze zwierzęcia
Bo i po co
O rocznicy zdarza się zapomnieć
Co skutkuje wieloma negatywnymi konsekwencjami
Jak siniaki i noc na wycieraczce
Czasem lepiej o rocznicach nie pamiętać
Jeśli jest to chociażby rocznica śmierci ulubionego żółwia
Mogę do ciebie lecieć jak głupi
Jak popierdolony
Pewnie będę do ciebie lecieć
Jak głupi
Z wywieszonym językiem i przymrużonymi oczami
Bo wiatr
Ale w miejscu gdzie stałaś
Będzie wydeptana trawa
I nic więcej

poniedziałek, 29 września 2014

post trzeci (o upodobaniach gastronomicznych)

Na Ukrainie wojna a w mojej głowie wojna
Już od dawna klnę na czym świat stoi
Że stoi nierządem stoi niesprawiedliwością
Takie duperele
Dorzuciłbym parę pojęć żywcem wyjętych ze słownika
Wyrazów obcych
Dla mnie wiele wyrazów jest obcych
Brzmią jak goście na moim języku
Wojna luksus sens bezbłędne usługi gastronomiczne
Pytasz o mojej upodobania gastronomiczne
Na Ukrainie być może wojna a w mojej głowie polędwiczki w sosie kurkowym
Z całą stanowczością
I klnę na czym świat stoi
Rzucam kamieniami w niewinnych
W nich mogę trafić
I gdzieś w podświadomości
Kołacze się zdanie
Jak slogan
To nie jest do przyjęcia

sobota, 27 września 2014

post drugi (o uroczystościach rodzinnych)

Rodzina jeśli jest duża to jest problem
Bo nie ma jej gdzie posadzić i są niesnaski
Polej wódki 

Można mówić
No ze mną się nie napijesz
Można mówić
Ja czuję się kosmonautą albo jak Tony Halik
Zwiedzam dalekie światy i brodzę nieobecny
W dewolajach białym sosie rybie w galarecie
W sałatce z porem
Tu nie ma emocji nie miejsce na nie nie czas
Ja czuję się skrępowany więzami rodzinnymi
Drogi wujku
Przygarnął mnie stół przygarnęła mnie wiejska muzyka
Drogi wujku
Kim pan jest
Drogi panie
Widziałem palmy na palmach rosły małpy i daktyle

Widziałem pająki wielkie jak ptaki zjadające ptaki i pustynię długą jak stąd
Do Sosnowca i klnę się na Boga że nie spadł na nią deszcz

Od kiedy pamiętam nie widziałem tam trupów tych małp daktyli i ptaków
Bo zakryła je...
Galareta? 
Słucham?
Nie, dziękuję, dzisiaj prowadzę.

piątek, 26 września 2014

post pierwszy (o zmienności)

Nie chcę umierać
Pozostawione rzeczy osobiste rozsypią się
W mgnieniu oka i nic nie zostanie
Z komputera notatek obrazów gitary
Nie chcę po sobie nic pozostawić
Oprócz rzeczy doniosłych i pozostałych
Których pozostawić nie dam rady bo nie mogę bo są poza moim zasięgiem
Są poza
Zasięgiem
Nie chcę odejść na zawsze donikąd do przodków
Bo trwanie jest weselsze i można deptać ślimaki
Nie chcę pozostawiać po sobie silnego ładunku emocjonalnego
A umrzeć nie chcę bo umierania nie rozumiem